czwartek, 25 września 2014

Na pocieszenie:)

Już wiem, co będę robić popołudniami i nocami przez najbliższe 9 miesięcy. Obawy (jakże uzasadnione!) odsuwam na razie na dalszy plan, chociaż kiedy docierają do mojej świadomości, odczuwam falę nudności. Nie. To nie ciąża;) To powrót do nowej-starej pracy. Dziwne, ale wraz z nudnościami zalała mnie megaekscytacja. Udało się! Idzie nowe. Nowe wyzwania, nowe pomysły. Przecież muszę sobie poradzić, poza tym to tylko 9 miesięcy:)

Na osłodę odkopałam dziś zdjęcia lidlowych truskawek. Mam jakąś fotograficzną słabość do tych owoców:) Jeszcze przez chwilę poudaję, że temat pracy mnie nie dotyczy:) Jest słodko i czerwono:)



 


Chciałabym utrzymać to nastawienie przez kolejne dni i miesiące. Marzę o tym, żeby pewnego pięknego dnia obudzić się, chcieć iść do pracy i nie stresować się do nieprzytomności. Wiem, że niewielu ma to szczęście, ale czemu niby nie miałabym to być ja? Dziś cieszę się jak głupia, że będę mogła pracować, choć spodziewam się, że nie będzie fajerwerków;)

Trzymajcie za mnie kciuki, może zdobędę tytuł pracownika miesiąca;)

Pozdrawiam truskawkowo!

wtorek, 23 września 2014

Światem zaczęła rządzić jesień

Czas wyciszenia i zwolnienia rytmu. Choć w rzeczywistości nadchodzi dla mnie czas wytężonej pracy, pełen obaw typu "jak ja to ogarnę?" i "kiedy ja to zrobię?", ale to jeszcze nie dziś i nie jutro. Chyba jeszcze tak świadomie i chętnie nie witałam jesieni. Dzisiaj już jest. Wichura i strugi deszczu w komplecie. Nie mogło być inaczej. Ciepłe domowe kaloszki grzeją przyjemnie stopy, Bączek ucina sobie drzemki o nieprzeciętnej długości, mandarynkę wiatr turla po balkonie (biedna ona!), Dzik dopiero wstał (jest 13.20), ale najwyraźniej szuka tylko nowej miejscówki. Paul McCartney znów wypełnia pokój swoim głosem. Szkoda, że cappuccino (z tytki, bo z tytki, ale dobre!), wyparowało już z mojego jesienno-zimowego kubka. Chwyciłam dziś za druty, więc w międzyczasie plączę włóczkę, mając nadzieję, że nowa czapka nie będzie za mała na Bąkową łepetynkę. O, jak mi dobrze. Hello, Autumn!






Kipi we mnie poczucie, że teraz będzie więcej domu. Świece i rozgrzany piekarnik (domyślam się, że podświadomie traktuję go jak kominek:D potrafię godzinami patrzeć na fascynujące procesy zachodzące podczas pieczenia. Dobrze, że ktoś wymyślił światło w środku, inaczej byłoby trudno!). Z tej potrzeby ciepła zrodził się pomysł na upieczenie czegoś dobrego na kolację. Co z tego, że mało czasu i fajnie byłoby iść spać jeszcze tego samego dnia...Jeśli drożdże są w lodówce, można wszystko:) Bułeczki z tego przepisu, doskonałe nawet mimo tego, że zapomniałam dodać masła i zamiast maku posypałam sezamem. Pycha!



Wracam do drutów. Jakoś łatwo zapominam, jak przyjemne jest drutowanie.  I pomyśleć, że niegdyś w CV w części zainteresowania widniało na 1 miejscu:)

Pozdrawiam wrzosowo, jesiennie i drożdżowo!

P.S. Czy Wy też lubicie sobie skubnąć surowe drożdże? Czy to tylko moja "słabostka", tak jak zjadanie kleju w podstawówce?

poniedziałek, 22 września 2014

Zrobiłam to...

od dawna myślałam o zrobieniu tortu ze stertą owoców ułożoną na wierzchu. Takie cuda w wykonaniu blogowych kulinarnych królowych wyglądają wybitnie apetycznie, czemu miałabym nie spróbować? Przechadzam się po Lidlu i widzę te jesienne truskawki w gustownym koszyczku, wącham je (wszystko zawsze wącham, nawet pudełka z hermetycznie zamkniętą herbatą...siara;) ) i słyszę, jak do mnie szepczą "Zrób to, Agi..." I Agi to robi, wydaje ostatnie pieniądze i pędzi do domu, żeby wreszcie spróbować:) Oto on.







Torcik był całkiem niezły:)

Pozdrawiam truskawkowo!

poniedziałek, 15 września 2014

Parę ciepłych słów

Papryczki chilli. Chilli con carne. Czerwony. Dzisiejsze słońce.

Papryczki chilli to ulubiona roślina uprawna Endiego zaraz po pomidorach i winogronach. Chilli con carne kojarzy mi się natomiast z czasami studenckimi, kiedy zabierałam je ze sobą z domu i jadłam przez 4 kolejne dni. Zaznaczam, że nigdy nie byłam jakąś szczególną jego fanką...bo nie lubię ostrych dań (poza czipsami:D:D), więc wizja zjadania mikstury przez cały tydzień skutecznie odsuwała ode mnie głód:D:D

Tym razem moja wersja, na szczęście łagodna, przygotowana ku czci mojego wspaniałego braciszka:P











Poproszę o więcej ciepłych słów:)






piątek, 12 września 2014

Coś na ząb

Jeżyny. Długo się na nie czeka. Kiedyś towar mocno deficytowy, bo trzeba było śmigać do lasu na jakąś konkretną polankę, gdzie akurat rosły i gdzie akurat nie dotarli inni zbieracze. Trudne. Może dlatego zawsze je uwielbiałam. Kompot jeżynowy - dla mnie pycha! Teraz nie muszę się fatygować do lasu, lecę do ogródka i zbieram:D Albo ewentualnie idę po nie na targ. Do czego najlepiej się nadają? W tym roku trzasnęłam już jeżyny z jabłkiem pod kruszonką, jeżyny z bananem w tej samej wersji (rewelacja!) i jeżynowe muffinki z tego przepisu. Wygenerowałam też przecierany sok do herbaty. Mmm...












Smakowało? Do zobaczenia:)

czwartek, 11 września 2014

Pochwała późnego lata

Początek września taki typowy, ciepły jeszcze, rozświetlony słońcem, dopieszcza przed tym ostatecznym pożegnaniem z latem. Chociaż z przekonaniem powiem, że moją najbardziej wyczekaną porą roku jest wiosna, która prowadzi do jeszcze bardziej pożądanego upalnego lata, to przyznam się też, że zapach ognisk, przymglone niebieskie niebo i ostatnie kwiatowe niedobitki w ogrodzie mają swój urok. To nic, że już planuję tegoroczną choinkę;) Nie przeskoczymy tego czasu złotych liści spadających z drzew i szeleszczących pod kołami Bąkowego pojazdu. Nie będziemy udawać, że tych kasztanów wcale nie ma na ścieżce w parku i je po prostu podniesiemy:D Nie wyprzemy się krótszych dni i nie zrezygnujemy z podkoszulki...O men, jak już przyjdzie mi założyć podkoszulkę, to będzie koniec świata! A może wcale nie. Może wreszcie sobie porozpalam wszystkie lampiony, żeby rozgrzać wyziębione ściany i zaparzę coś pysznego w nowym ulubionym kubku? Poobracam tego kasztana w dłoni i zachwycę się wrzosami ciężkimi od kwiecia?:D A może właśnie tak. Lubię jesień za to wyciszenie, które przychodzi po bardzo aktywnym lecie. Liczę na tę ciszę i spokój. A tymczasem znoszę do domu ostatnich bohaterów tegorocznej ogrodowej opowieści. Uwielbiam mieczyki.

















Zapomniałam dodać, że wdzieję moje ukochane żółte kozaczki, mam tylko nadzieję, że nie wyjdą z mody jeszcze w tym roku, a ja wraz z nimi ( a może wyszły już w zeszłym, tylko się nie zorientowałam:D). W żółtych kozaczkach <3 celebrowanie jesieni jest dziecinnie proste:D

Pozdrawiam Was wierni Czytelnicy! Niech jesienna przyjemność będzie Waszym udziałem:)







środa, 10 września 2014

Pomidory. Tomaty. Pomidry. Pomyrdołki.

Jak to się robi?

Styczeń: czekamy.

Luty: planujemy, obmyślamy, nie możemy się doczekać.

Marzec: robimy dużo bałaganu, szykujemy palety, ziemię, naklejki. Siejemy!

Kwiecień: podniecamy się, że wykiełkowały. Stresujemy się, że nie chcą kiełkować. Pikujemy.

Maj: rosną. Nawozimy. Byle tylko wytrzymać do 15-tego. Wszystkie parapety zastawione
sadzonkami, ale mnie to drażni! Do pokojów wpada o 50% mniej światła. Ludzie z bloku naprzeciwko podejrzewają, że mamy plantację marihuany. Wreszcie pakujemy roślinki do auta i wio! Wysadzamy do gruntu.

Czerwiec: rosną. Podwiązujemy. Obcinamy dzikie pędy. Podlewamy. Nawozimy.

Lipiec: j.w. Patrzymy jak kwitną, wiążą się, dojrzewają. Pomidorowe szaleństwo nabiera na sile.

Sierpień: brzuchy nam pękają;) Stresujemy się, że zaraza wszystko zniweczy. Zbieramy nasiona.

Wrzesień: brzuchy nadal pękają. Stresujemy się, że będzie przymrozek i wszystko obróci wniwecz.

Październik: konsumujemy resztki.

Listopad: czekamy.

Grudzień: czekamy.

















Endi uwielbia je w każdej postaci, nawet w postaci sałatki z pomidorów (pomidory, sól, pieprz). Ja się cieszę jak głupia, że mogę co drugi dzień pochłonąć mozarellę moją ukochaną. Pomidory są tylko pretekstem! Kto wpada na przekąskę?