środa, 12 lutego 2014

Minty

Zamiłowanie do koloru nazywanego minty zdaje się być powszechne. Kolor ten kocham od zawsze, ale najwyraźniej nie znałam jego hipsterskiej nazwy:D W moim świecie rządzi TURKUS we wszystkich odcieniach, również w tym pastelowo szarym. A co, jak powiem, że moje szafki kuchenne (trzynastoletnie) są właśnie w kolorze MINTY? Hę? To nic, że nie mogę już na nie patrzeć i że marzę o białych:) Pozwolę sobie nie zamieścić tu ich podobizny... Tak więc moje stare szafki wreszcie trafiły na swój czas i stały się modne. Modny kiedyś też pewnie będzie sweterek, jak już go skończę:











 

Sweterek nie ma szczęścia...Włóczkę kupiłam będąc na ostatnich nogach z wielkim brzuchem (brzuch był naprawdę wielki, jak widzę zdjęcia, to sama nie mogę uwierzyć ile małego człowieka tam mieszkało:D), nakręcona na robótki ręczne i zdecydowana ukończyć projekt przed przyjściem na świat Pożeracza Czasu. Oczywiście zgodnie z prawem Murphy'ego zakup przyśpieszył rozwiązanie :D Dopiero ostatnio, czyli po ponad dwóch miesiącach, wzięłam druty do ręki, tylko po to, żeby przerobić ze dwa rządki i wrócić do rzeczywistości. Ze zdziwieniem też odkryłam, że plecy już zrobione:) Ciekawe, czy sweterek osiągnie dojrzałość jeszcze w tym sezonie?

Tymczasem zakwitł niebieski kolega. Szkoda, że zapachu nie można dołączyć do zdjęć. Hej odkrywcy i innowatorzy, macie tu pole do popisu, stworzyć wymiar 4D w fotografii! Na obecną chwilę hiacynt, generator woni najmilejszej mym nozdrzom:






Uwielbiam te niebieskości tak perfekcyjnie dobrane i przenikające się oraz zapach najbardziej niebieski, jak tylko można sobie wyobrazić. Po prostu doskonałość:) Jest turkusowy fragmencik? Jest.

A żeby jeszcze namieszać w tym poście i dodać coś, co z minty nie ma nic wspólnego, no może tyle, że powstało ostatnio w mojej minty kuchni:P Przedstawiam racuchy a'la aninia. Nigdy nie byłam zwolenniczką obiadów na słodko. Do czasu ciążowych stanów nudnościowych, kiedy się okazało, że jedynymi pokarmami, które nie wywołują reakcji zwrotnej są kola, kajzerki i racuchy. Racuchy klasyczne z jabłkami. Małżon znudzony takim menju wymyślił racuchy z brzoskwiniami. Pycha. A Aninia zupełnie od czapy skroiła do mikstury jabłkowej banana i co? Wyszły z tego najlepsze placki z jabłkami, jakie jadłam w życiu:):) A poniżej przepis ( na pewno nie uda się go zrealizować, ale niech będzie):
trochę mąki
troszku do pieczenia proszku
torebeczka cukru waniliowego
jajco kurze free-range ze Strzebinia k. Kalet
mleko, ilość dowolna, byleby ciasto wyszło takie nie za gęste, nie za rzadkie
jabłko, a nawet półtora
banan z bananowca (użyłam z Tesco, być może to klucz do sukcesu?)
olej do smażenia
szugar pałder do posypania, jak ktoś lubi takie mega słodkie

Smacznego życzę wszystkim śmiałkom, którzy wykorzystają ten przepis i im wyjdzie:D





Kwiatki na talerzu nie są minty, ale mogłyby być, gdyby dresy w kant zaczęły szyć. Pojechałam:D Chyba wraca dobry humor:> 

Pozdrawiam śnieżnie (łoo, ale mega wielkie płatki się posypały z jakiejsik chmurki)!

3 komentarze:

  1. Też uwielbiam ten kolor, a racuchy robię podobne. Uwielbiam je.pozdrawiam Kaśka

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ciekawa efektu - koniecznie się pochwal :-) No i zaintrygowałaś mnie tą turkusową kuchnią - pokażesz? :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na efekty :) Widzę też pyszności same :) Aż chce się jeść! :)

    OdpowiedzUsuń