poniedziałek, 7 lipca 2014

Zapraszam na spacer po ogrodzie :D

Żeby nieco zrównoważyć nadmiar kulinarnych wpisów i żeby uwiecznić to piękne lato, jego soczystość, kolor i smak, zapraszam dziś na spacer po moim ogrodzie. Uwielbiam czas, kiedy w niemal każdym jego zakątku można coś przetrącić, tu się znajdzie porzeczkę, a tam już borówka dojrzała i malina jakaś zagubiona, a po drodze z jednej strony na drugą na agrest natrafiam i jak tu się nie zatrzymać i nie wrzucić czerwonej kulki do zasobnika? No jak? W tym roku, choć czasu na pielęgnację ogrodu mamy o połowę mniej (z 4 rąk zostały 2, bo zawsze jakieś 2 muszą się Bąkiem zajmować), to nasza zieloność jakoś daje sobie radę i nawet trawnik najzieleńszy od wielu lat. Co będę gadać, wrzucam wszystkie natrzaskane zdjęcie i zapraszam na wycieczkę:)















Ta róża oszalała, prawda? Ona tak wygląda! :O




I moja plantacja groszków pachnących - nigdy nie przechodzę koło nich obojętnie, a rosną akurat na ścieżce między dwoma działkami, więc dość często wdycham ich zacny wapor. To chyba mój największy ogrodniczy powód do dumy, bo przez wiele lat moich starań nie udawało mi się wyhodować choćby jednego lichego kwiatka, mimo ogromnych inwestycji w nasiona...









A teraz migawki z pikniku, który chcę pamiętać właśnie tak: jako wyjątkowy, pełny spokoju, słońca i relaksu. Nie chcę pamiętać kosy spalinowej buczącej u sąsiadów, wiecznie napływających chmur i stękania Bąka znudzonego czekaniem na grilla;) Się pstrąga je, je, je! Nie będę tego komentować, bo akurat głodna jestem:P





Inspekcja uprawy tomatów*:



Inspekcja trawnika:



Inspekcja wykazała, że trawnik nie gryzie i można na nim siedzieć. Siedzenie na trawniku jest bardziej ekscytujące od siedzenia na macie, którą matka najpierw szyła przez godzinę, potem pruła przez 1,5 (w dwie osoby;) ), a potem przytargała na tę działę, żeby dziecko mogło się na niej bawić. Cóż, powiedzmy, że Leonardziu ma to po mnie, bo też najbardziej na świecie kocham chodzić boso po trawie ( i innych nawierzchniach, wyłączając rozżarzone węgle).





Mam nadzieję, że za bardzo nie przynudziłam;) Żegnam czule i do usłyszenia! Niech nam przygrzewa to słońce, tak bardzo mi go brakowało ostatnio:)

* Na nasze pomidory mówimy zwyczajowo tomaty i choć śląskie naleciałości w mowie irytują mnie niesłychanie, to lubimy nazywać NASZYCH ludzi i rzeczy po swojemu. I tak np. mamy uprawę tomatów, trzy krzaki angrestu, jeździliśmy niegdyś bolidem, zdjęcia robimy fotoaparatem, kupujemy w kojfim itd. itp. Nie wiem czy to dziecinne czy nie, ale to składa się na NASZ świat i tak jest właśnie dobrze:D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz