wtorek, 15 grudnia 2015

Płynie

grudzień...Wartkim strumieniem nieogarniania i stresu. Ważne sprawy mieszają się z przyziemnymi, a i tak przyziemne głośniej krzyczą i domagają się niepodzielnej uwagi.

W zamęcie tym tak bardzo brakuje mi sił do świętowania, że najchętniej ukryłabym się w dziupli i przeczekała. Sama tylko nie wiem, jak długo chciałabym czekać i czy w ogóle czekanie jest tym, czego mi potrzeba.

Tymczasem grudzień rozpędza się coraz bardziej, tak, że za chwilę braknie paczuszek na Leonardziowym kalendarzu adwentowym II.

We wpisie, który zapowiadał ten projekt, wyraziłam obawę dotyczącą reakcji Bonka. Powiem Wam coś. Dwulatek jest w stanie pojąć, że na jeden dzień przypada jeden "prezent". Ale rozumie to rano, gdy już jeden z nich opanuje. Po powrocie ze żłobka o niczym już przecież nie pamięta. Mamy za sobą awantury połączone z tłumaczeniem, po co jest taki kalendarz. Mamy za sobą radość ze znalezionej przed śniadaniem czekoladki (Mami stajl;)). Mamy zaciekawienie, jakie wzbudziła figurka rolnika.

Przede wszystkim jednak mamy instalację, która jako jedna przypomina nam o nadchodzących świętach. Głupio by tak było schować się do dziupli, prawda?






A jak Wasze przygotowania? Rozpędza się rollercoaster?

Ściskam,
A.

3 komentarze:

  1. u nas jakby... Święta za kilka tygodni miały być :D ale ja się sprężę i w weekend będzie już świątecznie :-)))

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak mam;) Myślę, że to sprawka braku śniegu - nie ma zimowej atmosfery - nie ma mobilizacji:)

      Usuń
  2. W tym całym zamieszaniu chyba nie skomplementowałam Twojego kalendarza. Pewnie zostały po nim tylko okruchy, ale wiedz, że prezentował się pięknie! :-)
    Mój rollercoaster się rozpędza, o żadnych dziuplach nie ma mowy :-) Uściski!

    OdpowiedzUsuń