wtorek, 23 lutego 2016

Coś za mną chodzi

i nie jest to Bąku. Kiedy w okolicach walentynek w sklepie pojawiają się plastikowe truskawki (swoją drogą pyszne!), moje myśli automatycznie wędrują do letnich miesięcy, a ciało konsumenta kieruje się do zamrażary sklepowej, w której skarby lata trwają w niezmienionej formie lodowych kulek. 

Po przeprocesowaniu zmarzliny urządzeniem AGD otrzymujemy namiastkę lata w lutym. Nic odkrywczego, a jednak chciałabym o tym pamiętać na co dzień.

Ferie w tym roku są jakieś łaskawsze, dopiero sobie przypominam, co to znaczy się nie śpieszyć, zjeść śniadanie z godnością i powoli sączyć kawę. Dziś dzielę się z Wami truskawkowym smoothie, następnym razem będzie o kraftoholizmie:D








Pozdrawiam z mojej kryjówki - najlepszego miejsca pod słońcem:)
A.

3 komentarze:

  1. mniam mniam, oto sprawozdanie z konsumpcji :) pierwsza fota rządzi !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Dziękuję, ale chyba jednak nie jesteś fanem moich koktajlowych wymysłów:D

      Usuń
  2. Smoothie prezentuje się bardzo apetycznie! :-) Powiem Ci, że sama nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale w tym roku wyjątkowo cierpliwie czekam, aż przyjdzie właściwy czas na każdą moją zachciankę. Nie przyspieszam wiosny, nie tęsknię do truskawek, czekam za to na leniwe niedziele (które ostatnio zrobiłam sobie wolne od pracy). Świetnie, że ferie Ci służą :-) A ta kryjówka to gdzie? :-)

    OdpowiedzUsuń