czwartek, 6 lutego 2014

Pączki z różą bez róży

Jako że zacna już ze mnie matrona i w latach posunięta, postanowiłam tego roku nauczyć się piec pączki - specjalność mojej mamy - i poznać sekret babcinej receptury. Pączki z prawdziwą konfiturą z płatków róż (love love love, kocham ją, uwielbiam, mogłabym tak bez końca, to chyba mój nr 1 w kategorii SMAK - zaraz po frytkach z maka haha ;)) kojarzą mi się niezmiennie z feriami zimowymi i plastrami ziemniaków smażącymi się w smalczyku (ach, rarytas, w tym roku szanowny Endi zdegustowany moim zachwytem zakazał mi ich jeść, uzasadniając, że to przecież sam tłuszcz...hmm i o to chodzi:D, jednak rozsądek wziął górę i sobie darowałam te pyszne kalorie...). Ale, ale, wracając do tematu - pączek BEZ takiej konfitury to dla mnie strata miejsca w żołądku:). Jakież było moje rozczarowanie, gdy na tym etapie prac:



okazało się, że konfitury w piwnicy NIE MA. Cała robota straciła sens...i smak...dwa lata nieurodzaju, bez płatków i bez konfitury i stało się. To nic, że z nerwów się zagotowałam i partaczyłam co się dało:D Pączki jak na złość wyszły obłędne:) Czarna porzeczka, dżem różopodobny, w którym stężenie płatków wynosi minus 10% i konfitura brzoskwiniowa tym razem dały radę. Za rok będzie po mojemu:)

Tymczasem mój debiut uwieczniony:D






A dla pączkolubnych do wypróbowania:

1 kg mąki pszennej
10dkg drożdży
cukier waniliowy
3 łyżki szpirytusu
10 żółtek
1/4 kostki masła
1,5-2 szklanek mleka (dałam 2)
0,5 szklanki cukru
kandyzowana skórka z pomarańczy
niecała łyżeczka soli

konfitura - dowolna - najlepiej różana:)

5 kostek smalcu
obrany i pokrojony ziemniak

1. Mąkę wsypać do dużej płaskiej miski, posolić.
2. Ciepłe mleko + drożdże + połowa cukru - zrobić zaczyn i wlać do dołeczka w mące i poczekać, aż drożdże zaczną rosnąć.
3. Żółtka + masło + połowa cukru i waniliowy - utrzeć w makutrze, następnie dodać do nich pozostałą część ciepłego mleka.
4.Wyrobić ciasto - powinno mieć dość lepką konsystencję, w razie potrzeby dolać mleko. Moje wyrabiałam 20 minut i był to nie lada wyczyn, to lepsze od siłki:D Zostawić do wyrośnięcia.
5. Uformować pączki *** Fragment formowania został wycięty, gdyż moja mama zakazała mi zdradzać sekretu białych pasków na pączkach i tego, jak się je uzyskuje:) Poczekać, aż podrosną.
6. Smażyć na rozgrzanym smalcu (wrzucać do niego po kawałku ziemniaka, żeby tłuszcz się nie palił podobno).
7. Zajadać się pysznymi ciepłymi pączusiami:)

Smacznego:D Ja mam już dość pączków w tym sezonie i wszelkich innych słodyczy też. Teraz dietka przed wiosennym lansem:D

2 komentarze:

  1. Szacun! Jestem naprawdę pod wrażeniem :-) Od pewnego czasu dość dobrze czuję się w temacie deserów, ale z pączkami się jeszcze nie zmierzyłam. Jak dojdzie co do czego, zgłoszę się po poradę.
    I oczywiście zgadzam się, co do róży - absolutne niebo w gębie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) wykon pączków nie jest niczym nadzwyczajnym, jak się już potrenuje:) zawsze to była dla mnie czarna magia w wykonaniu mamy, a tu proszę, pierwszy raz i się udało:) Polecam się;)

    OdpowiedzUsuń