wtorek, 6 lutego 2018

Skok na nowy rok

Witam serdecznie! Wskakuję tu po 9 miesiącach nieobecności nieusprawiedliwionej, niechcianej i hańbiącej. Powinnam tłumaczyć się gonitwą życia, ale do tej sytuacji chyba jednak pasuje bardziej idea slow life. Jestem taka slow w przeklikiwaniu myśli na monitor i zrzucaniu zdjęć na dysk, że spokojnie można obserwować ciążę słonia w zwolnionym tempie od początku do końca i na pewno nie uda się przegapić mojego nowego wpisu.

Po tak długiej przerwie to ja serio nie mam pojęcia od czego zacząć. Zacznę więc jakby nigdy nic, od tematu, który chodzi mi po głowie już od dawna. Od wielkiego odrodzenia robótek na drutach. Z wielką radością bowiem obserwuję wyrastające jak grzyby nad prysznicem manufaktury produkujące wełniane czapki, dwupalczaste rękawiczki z grubym warkoczem ❥, miękkie swetrzyska i gryzące, ale jakże fotogeniczne skarpety. Podziwiam Twórców, którzy dniami i nocami zaplątują oczka, by stworzyć małe i duże dzieła sztuki, gdyż ja zatrzymałam się na etapie prawe/lewe i wszelkich ich kombinacji ROTFL.

Kocham robienie na drutach, od kiedy tylko Mama pokazała mi, o co w tym chodzi. We wczesnych latach podstawówki próbowałam się lansować w jej swetrach, ale narażałam się tym na pośmiewisko niestety (czemu, czemu, czemu?). Wiadomo, w tym wieku wszyscy muszą ubierać się w to samo, a sweter z kuleczkami, które zostają okrzyknięte CZYMŚ INNYM, staje się totalnym obciachem ;) Skoro swetry mamy były zbyt ekstrawaganckie, nie pozostawało mi nic innego, jak tylko spróbować własnych sił. Szaliki są dla mięczaków, jako nastolatka przeszłam niemalże od razu do dziergania swetrów i to bez wzorów i schematów, na totalnym fristajlu (jak zawsze) i z sukcesami (niektóre sukcesy uniemożliwiały podniesienie rąk do góry, ale kto by się tym przejmował;)).

Robienie na drutach występowało w kategorii zainteresowania w najstarszych wersjach mojego CV i zawsze budziło ciekawość potencjalnych pracodawców. Jak miłość, to miłość:)

A potem przyszedł KRACH. Swetry na drutach robione to siara przecież, lepiej sobie coś kupić uplecionego na maszynie w Chinach czy innej Tajlandii. Druty poupychane po szafach, w CV jakieś bardziej popularne hobby (moda i gotowanie - czytaj: prasowanie ciuchów całej rodziny i przygotowywanie obiadu na czas). Smutek, smutek...

Na szczęście w kwestii mody wymyślono już wszystko i teraz musi ona powracać w chwale (błagam, za wcześnie jeszcze na powrót dzwonów!!), więc i dzierganie wróciło do łask. Nie wiadomo, na jak długo, dlatego trzeba się cieszyć i korzystać. Niech to szaleństwo trwa! I niech się nauczę czegoś więcej może, niż tylko prawe/lewe:D






Hej, jesteście tam jeszcze? Zdaję sobie sprawę, że po tak długiej przerwie nikogo już po drugiej stronie kabla nie zastanę, ale chętnie dowiedziałabym się, co Wy sądzicie o wielkim kombeku drutów i włóczek. Rusza Was? Tworzycie? Potraficie coś więcej niż czapka prawe/lewe:D? To chylę czoła:)

Tym, którzy dotrwali do końca tego nieskładnego posta serdecznie dziękuję za uwagę:) Nie obiecuję, ale bardzo bym chciała nieco ożywić to miejsce, bo jest dla mnie ważne, choć nie wiem, dlaczego;D

Zapraszam też do mojej instagramowej Kryjówki, tam jestem dużo częściej i mniej marudzę:))

https://www.instagram.com/kryjoowka/

Przesyłam uściski,
A.

4 komentarze:

  1. Włóczki włóczkami, ale twój kombek jest spektakularny :* ( to pisałem ja endi )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dziękuję wiernemu Czytelnikowi:) mam spokój z pisaniem na kolejne 9 miesięcy:)

      Usuń
  2. Fajnie, że znów jesteś! :) Bardzo ciekawie ubrany w słowa temat włóczkowy, przeczytałam całość z przyjemnością :) Przykro mi się zrobiło, że swetry Twojej Mamy były wyśmiewane, jestem przekonana, że były wyjątkowe ;) Ja na drutach robić nie potrafię, Babcia całe dzieciństwo obiecywała, że mnie nauczy, pamiętam, że chyba nawet odbyłyśmy jedną lekcję.. I tyle :D Teraz chyba nie miałabym gdzie wpleść tych drutów, ale za to podziwiam u innych (np. uwielbiam wytwory Olgi z hanmadebyOlga) :) A co do dzwonów, to chyba nie mają szans na powrót na swoją dawną pozycję :D I pomyśleć, że kiedyś "marchewki" (czyt. rurki) były szczytem obciachu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za tą wiadomość:) Kiedy dziś na to patrzę, to po prostu poddałam się presji rówieśniczej, bo swetry były w dechę i tylko żałuję, że nie dotrwały do teraz, bo byłby mega hipsterskie:) Też podziwiam Olgę:) i zachęcam do zaprzyjaźnienia się z drutami (kiedyś), bo nie ma nic bardziej relaksującego:) no może malowanie;)

      Usuń