Tymczasem z czwartku zrobił się piątek i na dodatek się kończy już. Chociaż postanowiłam, że dziś to już wygeneruję tego nieszczęsnego posta, bo z każdym dniem zdjęcia bardziej się dewaluują.
Lubię sobie wystroić.
Do moich ulubionych należy wieniec z jodły zawieszony nad stołem, z którego "kapią" wintydżowe bombki, do których mam ewidentną słabość:D Na cześć wianka kazałam sobie w świeżo wyremontowanym suficie zainstalować HAK, który jest hakiem całorocznym...cóż, coś za coś. Cały rok maskuję tego haka jakimś duperelem zwisającym, żeby tylko sobie w grudniu ukręcić wianka o!
Tym bombkom wyznaję miłość co rano:D cała kolekcja żołędzi, zebrana w 2 lata całkiem przypadkowo, jak to z TK Maxxem bywa - nigdy nie wiadomo na co się trafi. I tak już od października jęczę i dręczę o wycieczki do Tejkeja, by w pocie czoła (!) przegrzebywać świąteczne zasoby.
A tu zupełnie przypadkowo wyglądający wianek na drzwi wejściowe. Miał być zupełnie inny, w sumie nie widziałam jaki. Hot glue gun jest dla mnie wyjątkową inspiracją haha:D
I chociaż nie przepadam za czerwonym, który w blogowym świecie utożsamiany jest z grudniowymi świętami, to kocham muchomorki:D Dlatego też jedna mała choineczka w tym roku zrobiła się czerwona. Oczywiście duże muchomorki to tegoroczny Tejkejowy łup:D
Najwięcej rozwesela mnie fakt, że już 2 osoby nie mogły uwierzyć, że choinka jest prawdziwa (w sensie żywa:P) i aż musiały sobie podotykać :D A co w tym dziwnego, że mam awersje do plastikowych ozdób w tym choinek w dziwnych odcieniach zieleni?
Post świąteczny uważam za zakończony (sobota po południu :D), teraz przenoszę się na jasną stronę roku :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz