W maju i czerwcu. W każdej chwili słonecznego dnia. W każdej chwili pochmurnego. Zakochanie pomieszane z codziennym stresem i gonitwą. Przyśpieszenie, żeby na pewno zdążyć przeżyć, powąchać, zobaczyć. A dni i tak uciekają, niezależnie od tego, jak wiele mam obowiązków. Stopniowo ich ubywa. Mojej energii też. Nie mam już siły pracować i myśleć do 1 w nocy. Mam tylko smak na zakochanie. Na chłód wody w jeziorze i żar z nieba. Na późne poranki i truskawki. Na książkę, ale nie do angielskiego;) Na bycie z dziecięciem. Na bycie sobą, którą z braku czasu nie jestem. Po prostu.
Zakochana jestem do nieprzytomności. W zbyt wielu rzeczach, ale głównie w nich:)
Zdjęcia nieco archiwalne, ale ja sama nie wygrzebałam się jeszcze z marca;)
A teraz bardzo zajęta jestem, bo przetwórstwo różano - czarnobzowe ruszyło na niespotykaną skalę:) Ale o tym innym razem.
Do następnego, wierni Podczytywacze:)
A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz