poniedziałek, 15 września 2014

Parę ciepłych słów

Papryczki chilli. Chilli con carne. Czerwony. Dzisiejsze słońce.

Papryczki chilli to ulubiona roślina uprawna Endiego zaraz po pomidorach i winogronach. Chilli con carne kojarzy mi się natomiast z czasami studenckimi, kiedy zabierałam je ze sobą z domu i jadłam przez 4 kolejne dni. Zaznaczam, że nigdy nie byłam jakąś szczególną jego fanką...bo nie lubię ostrych dań (poza czipsami:D:D), więc wizja zjadania mikstury przez cały tydzień skutecznie odsuwała ode mnie głód:D:D

Tym razem moja wersja, na szczęście łagodna, przygotowana ku czci mojego wspaniałego braciszka:P











Poproszę o więcej ciepłych słów:)






2 komentarze:

  1. Rany Julek! Skręca mnie na sam widok tylu papryczek. Pikanterii w kuchni unikam jak ognia ;-) Nie dla mnie ta bajka, chyba nawet w wersji łagodnej.. ale przedstawiłaś to jak zwykle pięknie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. O dziękuję:) Jednakowoż ostre papryczki to też nie moja broszka, wolę klasyczne w zalewie:) jedyną ostrą przekąską, za którą szaleję, są czipsy typu tajskie czili lub coś w tym stylu:)

    OdpowiedzUsuń