poniedziałek, 22 czerwca 2015

Niedosyt boskości

Nie potrafię przestać. Nie znam stanu nasycenia. Ciągle gonię, a podsumowując dzień i tak widzę go w szarych barwach. Nie czarnych, nie jest aż tak źle;) Ale za mało mi dobrych chwil. Za mało czasu, nie wystarcza mi dobrej pogody. Zimno w czerwcu działa niezwykle irytująco i depresyjnie. Wystawiam jednak tej niedogodności język i zakładam sandały na bose stopy, bo tak CHCĘ. Ale i tak najbardziej mnie wkurza, że nie jestem w stanie zjeść tych wszystkich truskawek!




Mam chyba popsute koło zamachowe. Jak działam na najwyższych obrotach, serwując sobie 4h snu na dobę, to jakoś ogarniam. Trwam w surrealistycznej euforii i znajduję siły nie wiadomo gdzie. A kiedy przychodzi czas na bycie sobą i dla siebie, zamieniam się w michę ciągnącego się spaghetti. Zasypiam na siedząco i z trudem odnajduję łóżko w środku nocy. Nadchodzące dni będą dla mnie lekcją samodyscypliny. Mam listę planów i przyjemności, którym zamierzam się oddawać przez najbliższe tygodnie i albo zacznę z przytupem, albo nie mam czego szukać na tym ziemskim padole;)

Trzymajcie kciuki za moje mocne postanowienia wakacyjne, wkrótce o nich...

5 komentarzy:

  1. Powiało grozą. Oczywiście od samego początku mam zamiar trzymać za Ciebie kciuki, ale po takim tekście nie śmiem ich ani na chwilę puścić :-) Znam to uczucie nieogarnięcia, micha spaghetti też nie była mi obca. Głowa do góry, mądra z Ciebie babka i wiem, że przechytrzysz jakoś ten system :-) Niecierpliwie czekam na wpis o Twoich wakacyjnych postanowieniach. Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, siły i wytrwałości! I pogody ducha w zawiwruchach :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję! Każda porcja Waszej energii jest na wagę złota:)

    OdpowiedzUsuń