Jak to się robi?
Styczeń: czekamy.
Luty: planujemy, obmyślamy, nie możemy się doczekać.
Marzec: robimy dużo bałaganu, szykujemy palety, ziemię, naklejki. Siejemy!
Kwiecień: podniecamy się, że wykiełkowały. Stresujemy się, że nie chcą kiełkować. Pikujemy.
Maj: rosną. Nawozimy. Byle tylko wytrzymać do 15-tego. Wszystkie parapety zastawione
sadzonkami, ale mnie to drażni! Do pokojów wpada o 50% mniej światła. Ludzie z bloku naprzeciwko podejrzewają, że mamy plantację marihuany. Wreszcie pakujemy roślinki do auta i wio! Wysadzamy do gruntu.
Czerwiec: rosną. Podwiązujemy. Obcinamy dzikie pędy. Podlewamy. Nawozimy.
Lipiec: j.w. Patrzymy jak kwitną, wiążą się, dojrzewają. Pomidorowe szaleństwo nabiera na sile.
Sierpień: brzuchy nam pękają;) Stresujemy się, że zaraza wszystko zniweczy. Zbieramy nasiona.
Wrzesień: brzuchy nadal pękają. Stresujemy się, że będzie przymrozek i wszystko obróci wniwecz.
Październik: konsumujemy resztki.
Listopad: czekamy.
Grudzień: czekamy.
Endi uwielbia je w każdej postaci, nawet w postaci sałatki z pomidorów (pomidory, sól, pieprz). Ja się cieszę jak głupia, że mogę co drugi dzień pochłonąć mozarellę moją ukochaną. Pomidory są tylko pretekstem! Kto wpada na przekąskę?
Ja się piszę! Uwielbiam pomidory, a Twoje wyglądają tak apetycznie, że dałabym się za nie pochlastać ;-) I jakie bogactwo form i kolorów - niezła z Ciebie ogrodniczka :-)
OdpowiedzUsuń:) To zapraszam. Ten post powinien mieć mały apdejt. "Wrzesień - cała kuchnia zastawiona pomidorami, w garach bulgoczą przeciery, a ja się wkurzam, że tego nigdy nie zjemy..."
OdpowiedzUsuń