poniedziałek, 27 października 2014

Zbyt wiele szarości

Malkontenctwo. To ostatnio moje drugie imię. Ba! Nawet pierwsze. Kiedy wszystko mnie przygnębia, przerasta i najzwyczajniej w świecie NIE CIESZY, mogę podejrzewać kilku winnych. Brak snu? Ciemności? Hormony? Brak perspektyw? Niefajne perspektywy? Ostrożnie podchodzę do tematu narzekania na blogu, bo to miejsce zarezerwowane dla tej części mnie, która celebruje życie i doszukuje się w nim piękna. Wydarzenia ostatnich dni i tygodni zaburzyły wypracowaną harmonię, odebrały radość życia i nadzieję, bez której się nie da.

Zdecydowanie za dużo myślę, analizuję, przeżywam. Za dużo patrzę w przeszłość, za mało ekscytuje mnie to, co przed nami. Wiem, że jesień. Wiem, że szaro-buro. Wszystko wiem. Ale, kacze pióro, nie znoszę malkontenctwa! Nie trawię narzekania. Nie dzierżę marudzenia. Coś z tym trzeba zrobić, tu i teraz! Np. można zacząć od pomalowania paznokci.

Potem można książkę otworzyć niedokończoną, wynieść się stąd do wiktoriańskiej Anglii.
Można sobie zrobić kapuczino z tytki. Obejrzeć zdjęcia z wakacji sprzed 5 lat. Schować druty do szafy, żeby nie drażniły, skoro serca do robótek nie ma. Można też odnieść keczup do kuchni. Albo iść spać przed dziesiątą. Ostatnio moje największe i najbardziej nieosiągalne marzenie!

Coś sobie wybiorę i zrealizuję. To zawsze jakiś krok w stronę odzyskania równowagi:)







Na jedno już nie mam co liczyć. Nie pójdę spać przed dziesiątą;) Przed jedenastą też nie.
A jak Wy radzicie sobie z szaro-burą melancholią? Bo radzicie sobie?
Pozdrawiam i wysyłam kopa energetycznego. Może do mnie wróci ze zdwojoną siłą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz