Zdecydowanie za dużo myślę, analizuję, przeżywam. Za dużo patrzę w przeszłość, za mało ekscytuje mnie to, co przed nami. Wiem, że jesień. Wiem, że szaro-buro. Wszystko wiem. Ale, kacze pióro, nie znoszę malkontenctwa! Nie trawię narzekania. Nie dzierżę marudzenia. Coś z tym trzeba zrobić, tu i teraz! Np. można zacząć od pomalowania paznokci.
Potem można książkę otworzyć niedokończoną, wynieść się stąd do wiktoriańskiej Anglii.
Można sobie zrobić kapuczino z tytki. Obejrzeć zdjęcia z wakacji sprzed 5 lat. Schować druty do szafy, żeby nie drażniły, skoro serca do robótek nie ma. Można też odnieść keczup do kuchni. Albo iść spać przed dziesiątą. Ostatnio moje największe i najbardziej nieosiągalne marzenie!
Coś sobie wybiorę i zrealizuję. To zawsze jakiś krok w stronę odzyskania równowagi:)
Na jedno już nie mam co liczyć. Nie pójdę spać przed dziesiątą;) Przed jedenastą też nie.
A jak Wy radzicie sobie z szaro-burą melancholią? Bo radzicie sobie?
Pozdrawiam i wysyłam kopa energetycznego. Może do mnie wróci ze zdwojoną siłą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz