wtorek, 20 stycznia 2015

Bażant bananowy, który uratował niedzielę

Nie, nie chodzi o rosół:) Do bazyliki w katowickich Panewnikach wybraliśmy się w zeszły łikend - skuszeni obietnicą zobaczenia niezwykłych szopek, w tym żywej, szczególnie ze względu na zainteresowania naszego syna:)

Spodziewałam się sama nie wiem czego. Chyba fajerwerków i przejażdżki na kucyku. Jako pierwszą obejrzeliśmy szopkę ruchomą - dobrze dopracowaną, która spodobała się nawet naszemu kapryśnikowi. Numerem dwa była część ożywiona:) Bracia mają sporo gatunków kur, ale zimowa sceneria im nie służy, króliki i kozy występowały za to w pełnej okazałości, jeszcze parę zwierzaków i...to by było na tyle. Jak dla mnie - zbyt mało. Rozpuściły mnie wizyty w chorzowskim zoo, które nieustannie mnie zachwyca, a w ostatnim czasie po prostu oczarowuje nowoczesnością:) Tak więc w Panewnikach fajerwerków nie było. Był za to ptak ognisty. Uwiódł mnie, zachwycił, pochłonął całą uwagę. Bażant bananowy.

Pewnie o tym jeszcze nie pisałam, ale bażanty to dla mnie jedne z najpiękniejszych ptaków. Jeden wypchany - trofeum myśliwskie dziadka? - ozdabiał babciny przedpokój. Jak on mi się podobał! W czasie studiów, gdy podróżowałam pociągiem przez opolskie wsie, liczyłam sobie gagatków dla rozrywki. Teraz podglądam "kurki", które mój tata regularnie dokarmia pszeniczką. Zawsze mnie bawi, jak głodne darmozjady próbują nas krzykiem wypłoszyć z podwórka;) Cieszę się ogromnie, że Leonardziu może sobie te bażanciki karmić i oglądać. Tyle w temacie ornitologicznym. Zamieniam się powoli w doktora Kruszewicza:D

Bazylika piękna. Po prostu. Reszta na zdjęciach:)






















Bażant stał się inspiracją do dalszych działań twórczych. Choć jeszcze faza przygotowań i planowania, ekscytacja trwa:) 

Podobno jak się wypowie marzenie głośno, to ono ma większe szanse na realizację. Marzę o posiadaniu kilku kurek, takich szczęśliwych, jedzących trawę i kamyczki i robiących pok pok pok, ewentualnie koko koko kokodak. Tylko żeby mi ich wybieg nie psuł widoku na ogród;) Gdyby nie ten mały defekt, już bym planowała wystrój kurnika;)

A dla wytrwałych, którym udało się dobrnąć do końca moich fascynujących opowieści mam pytanie:D Lubicie kurki? Głaszczecie? Widzicie różnicę w szczęśliwych jajkach?

Ściskam jak drzwi!
A.

1 komentarz:

  1. Co jak co, ale zaskoczyć to Ty potrafisz :-) Wpisu o bażantach to się tutaj nie spodziewałam. Ciekawe, do czego Cię to dziadkowe wypatroszone ptaszysko zainspirowało. Uchylisz rąbka tajemnicy? :-) Co do kurek, to owszem, lubię, ale tylko w charakterze doręczycielek jaj. Od wielu lat jestem wege i w sumie ani ich nie jem, ani nie głaszczę, bezczelnie za to konsumuję jajca.
    Co do szopki, to wiele słyszałam, ale jeszcze się nie wybrałam na oględziny. Warto, nie warto? Podobno u nas w Gliwicach jest szopka, do której mieszkańcy przynoszą swoje domowe zwierzaki, papugi, kanarki i chomiki. Strasznie mi ich żal, ale wrażenie podobno niezłe, gdy ptaszyska się drą w trakcie mszy ;-)
    Bażanty faktycznie dekoracyjne, trzymam kciuki za kurnik :-)

    OdpowiedzUsuń