I jak zwykle, chleb znika w kilka godzin;) a ja zastanawiam się, czemu tak opornie podchodzę do jego wypieku. No dobra. Moja obecna dieta opiera się na chlebkach "deskach", ten mój boski wypiek kusi jak wąż jakiś, szczególnie po dwóch tygodniach chrupania sucharków:D
Za nami bardzo wyczerpujący emocjonalnie tydzień. Bąkowi znowu włączyło się ząbkowanie, które oznacza wieczną awarię. Oboje z Endim doświadczyliśmy bezpodstawnego spadku nastroju, spotęgowanego wiadomością o odejściu naszego znajomego z młodzieńczych lat. Dawno nic mną tak nie wstrząsnęło. Do tego załatwianie miejsca w żłobku dla Leonardzia, niezbyt udany zawodowo tydzień i wizja kolejnych niezbyt udanych tygodni...Trudno mi się utrzymać na powierzchni.
Dlatego też na poprawę humoru i podbicie mojego ukochanego cholesterolu zaplanowałam na ten łikend pączkowanie i to z różą:)
Pozdrawiam z całych sił i zmykam szukać pozytywów:)
Mmmm, pachnie:)
OdpowiedzUsuń:D szkoda, że tak szybko się kończy
Usuńmniam!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńCo poradzić.. takie życie, wzloty i upadki. Wstrząs rozumiem. Ale tak to już jest niestety, dni mijają, i z czasem nasze myśli krążą znów wokół prozaicznego chleba. A ten prezentuje się znakomicie.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam w Twoją stronę moc pozytywnych wibracji. Zęby kiedyś wyjdą na wierzch i Młody znów będzie rozkoszny. Pozdrawiam ciepło i serdecznie!
Dziękuję za słowa otuchy. Działają:)
Usuń