sobota, 17 stycznia 2015

Kocham ten widok!

Szczerze mówiąc, nie zawsze mi się chce. Najpierw nastawiam zakwas, czekać trzeba. Potem trzeba ciasto wymieszać i znowu czekać i czekać. A potem do pieca i znowu się dłuży. Ale ostatnie czekanie już takie przyjemne...ten zapach i widok ciasta zmieniającego się w złotobrązowe poszarpane formy zmienia całkowicie moje początkowe nastawienie. Kocham domowy chleb:) Do podstawowego niezawodnego przepisu dodaję co tylko mi się przypomni, w tym wydaniu do ciasta wpadły na przykład jagody goji i okazały się być genialnym dodatkiem!

I jak zwykle, chleb znika w kilka godzin;) a ja zastanawiam się, czemu tak opornie podchodzę do jego wypieku. No dobra. Moja obecna dieta opiera się na chlebkach "deskach",  ten mój boski wypiek kusi jak wąż jakiś, szczególnie po dwóch tygodniach chrupania sucharków:D








Za nami bardzo wyczerpujący emocjonalnie tydzień. Bąkowi znowu włączyło się ząbkowanie, które oznacza wieczną awarię. Oboje z Endim doświadczyliśmy bezpodstawnego spadku nastroju, spotęgowanego wiadomością o odejściu naszego znajomego z młodzieńczych lat. Dawno nic mną tak nie wstrząsnęło. Do tego załatwianie miejsca w żłobku dla Leonardzia, niezbyt udany zawodowo tydzień i wizja kolejnych niezbyt udanych tygodni...Trudno mi się utrzymać na powierzchni. 

Dlatego też na poprawę humoru i podbicie mojego ukochanego cholesterolu zaplanowałam na ten łikend pączkowanie i to z różą:)

Pozdrawiam z całych sił i zmykam szukać pozytywów:)

6 komentarzy:

  1. Co poradzić.. takie życie, wzloty i upadki. Wstrząs rozumiem. Ale tak to już jest niestety, dni mijają, i z czasem nasze myśli krążą znów wokół prozaicznego chleba. A ten prezentuje się znakomicie.
    Przesyłam w Twoją stronę moc pozytywnych wibracji. Zęby kiedyś wyjdą na wierzch i Młody znów będzie rozkoszny. Pozdrawiam ciepło i serdecznie!

    OdpowiedzUsuń